wtorek, 4 lutego 2014

Recenzja - Mięta w dwóch odsłonach.

Cześć Wszystkim,
Zapach mięty gości u mnie od czasu do czasu, czy to w postaci kosmetyków, ziółek czy też olejków.
Lubię jej zapach, chociaż za tym o woni pasty do zębów nie przepadam.
I tak też w moje ręce trafiły jeszcze w zeszłym roku dwa kosmetyki z miętą w roli głównej:
Żel pod prysznic Original Source Mint&Tea Tree 
oraz
Balsam do ciała Beauticology Pink Peppermint


Przejdźmy najpierw do żelu z Original Source:



Działanie:
pieni się, odświeża ciało, po wyjściu spod prysznica mamy wrażenie ochłodzenia ;) polecam na lato w upalne dni. 
Konsystencja:
konsystencja dość gęsta.
Zapach:
zapach mięty, orzeźwiający, nie drażnił mojego nosa. nie przypomina aż tak bardzo zapachu pasty do zębów, jest delikatniejszy i przyjemniejszy dla nosa.
Wydajność:
akurat ta wersja jest wydajna, używałam go przez prawie 2 miesiące, teraz już sięgnął dna jak widać na załączonym obrazku ;) ale faktycznie do umycia się wystarczy niewielka ilość ponieważ dobrze się pieni.
Opakowanie:
250 ml pudełko z zamknięcie typu klik, nie sprawiające większych problemów przy wydobywaniu żelu z niego.
Cena:

od ok 5 zł do 9 zł.


Dla chętnych, zamieszczam również skład jak i to co tygryski lubią najbardziej, czyli obietnice i bajeczki producentów. Fakt, faktem te napisane na żelach z OS są genialne, uwielbiam je czytać. :)


A teraz balsam od Beauticology :
Działanie:
nie obiecywałam sobie zbyt wiele po tym kosmetyku, chciałam jedynie aby szybko się wchłaniał i lekko nawilżał skórę, pozostawiając ją gładką, i tak też się stało.
nie zauważyłam. żadnych innych efektów typu: uelastycznienie skóry, jej napięcie czy idealne nawilżenie.
Konsystencja:
lekka konsystencja, jak i sama formuła balsamu, nie pozostawia lepkiego filmu.
Wchłanianie: 
bardzo szybkie, na prawdę, po raz pierwszy spotkałam się z tak szybko znikającym z mojego ciała balsamem.
Szczerze, nie wiem czyja to sprawka, nie mam aż tak suchej skóry, by pochłaniała ona jakiekolwiek kosmetyki w tak szybkim tempie, jednak jestem zadowolona, wiele innych balsamów nie dorasta mu w tej kwestii nawet do pięt.
Zapach:
mięta z nutką słodyczy, nie jest to zapach pasty do zębów, nie pachnie również jak czekoladki miętowe,
zapachem przypomina mi bardziej Tic Tac'i, tylko że zapach balsamu jest ciut słodszy..
Na pewno osobom, które za miętowym zapachem nie przepadają, by nie przeszkadzał i nie drażnił nosa.
Wydajność:
Starczył mi na miesiąc, codziennego wieczornego smarowania na uda i brzuch. Nie potrzeba zbyt dużej ilości, aby dobrze rozprowadzić go po wybranych miejscach. W tej kwestii, sprawuje się bardzo dobrze, jednak miałam inne balsamy o tej pojemności i starczały mi na trochę dłużej. Także stwierdzam, że jest przeciętnej wydajności.
Opakowanie:
 podłużna i miękka, 200 mililitrowa tuba , zamknięcie - nakrętka
Cena?

brak informacji, dostałam go w świątecznym zestawie z Beauticology, z tego co wiem kupionym w TkMaxx.

Co do składu, nie znajdziemy go na opakowaniu.

tak jakby ktoś miał wątpliwości, na kosmetyku jest umieszczony napis: Nie jeść, to nie jest jedzenie. ;)


Podsumowując, żel z Original Source na pewno zagości u mnie letnią porą. Będzie idealny pod prysznic w upalne dni. Co do balsamu z Beauticology, rozejrzę się za innymi wariantami, chociaż są ciężko dostępne w Polsce. Ale jak tylko jakiś znajdę to z chęcią kupię.


A wy miałyście jakąkolwiek styczność z kosmetykami z Beauticology badź też Original Source?

Ciekawa jestem tych pierwszych. Przede mną jeszcze żel i żel-krem pod prysznic z B.
Niedługo na pewno spiszę wrażenia dotyczące ich użytkowania.
A tymczasem...

Trzymajcie się ciepło.
Atom


7 komentarzy:

  1. Nie znam kosmetyków z Beauticology, ale zachęcająco wygląda wizualnie a dla mnie to już coś :)
    Chętnie bym sprawdziła jakiś produkt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wizualnie, każdy kosmetyk jest dopieszczony i pięknie prezentują się na półce :)
      wiem, że można je kupić w tkmaxx, w przeróżnych zestawach, jak będziesz miała chwilę to sobie zajrzyj, może coś Cię skusi :)

      Usuń
  2. Ja średnio przepadam za żelami Original Saurce, jakoś do mnie nie przemawiają.

    Co do odżywki Marion: http://www.agwerblog.pl/2013/08/86-byskawiczna-odzywka-do-wosow-bez.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a no widzisz, znam wielu ich przeciwników :) mi jakoś pasują.

      dziękuję za linka :)

      Usuń
  3. Żele OS mają świetne zapachy i to chyba jedyny powód tego, że czasem je kupuję. Do regularnego stosowania wolę delikatniejsze żele, bez SLES.
    Balsamu nie znam, ale jeśli nie robi za wiele to mnie nie interesuje. Zwłaszcza, że skład pozostaje nieznany. Za to napis "this is not a food" genialny :D Często na roślinach doniczkowych są etykiety oświadczające, że nie nadają się do spożycia. Czy naprawdę ktokolwiek chciałby zjeść balsam albo kaktusa? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha uśmiałam się :) widać może ktoś kiedyś próbował zjeść balsam albo kaktusa :D

      co do OS, no zgadzam się, zapachy obłędne, chociaż nie wszystkie lubię, w lato powrócę do tego miętowego bo fajnie orzeźwia, a co do delikatniejszych żeli, szukam teraz jakiegoś.

      Usuń
  4. Nie znam tych kosmetyków, ale już mam na nie chęć:)

    OdpowiedzUsuń


Zapraszam do komentowania.
Każda opinia jest dla mnie ważna, dlatego też nie skasuję Twojego komentarza.

Życzę Miłego Dnia.