wtorek, 4 czerwca 2013

schreiben.

Na ogół jak już wychodzę to jestem spóźniona,
osiem i pół minuty, osiem i pół minuty.
za każdym razem przed przekroczeniem progu, obiecuję sobie, że to już ostatni raz,
że już się nie cofnę, że już wszystko dobrze, że wszystko jest ze mną.
Nic bardziej mylnego... i przekraczam ten próg domu tak średnio trzy razy, plus minus do czterech razy sztuka... wierzę w ten czwarty.
Gdy jestem w pokoju już gotowa do wyjścia, bo byłam rzekomo gotowa już 5 minut temu, słyszę pyr, pyrasty pyr pyrającego pojazdu.
i już wiem...
osiem i pół minuty, osiem i pół minuty...
znów spędziłam na niczym, bo to nic to zaglądanie do piaszczystej spolerowanej tafli bezdennego przedłużenia mojego pokoju, a z racji tego, że trzeba jakoś się prezentować, spoglądam tam ostatni raz, zatrzaskuję drzwi od mej bordo twierdzy i zmierzam ku wyjściu.
Orzech w dłoń, okulary na nos, a buff na rękę.
Czwarty raz przekraczam próg domu, dotykam palcem aluminiowej powierzchni i czekam.
On też czeka.
osiem i pół minuty.
pół minuty do dwóch i pół, czeka na mnie na dole...
jadę w puszce, pokonuję stojąc aż 9 pięter, wysiadam na poziomie inteligencji co poniektórych i słyszę piosenkę.
Lubię jej słuchać, więc słucham, najlepszy jest ten 8 sygnał... szkoda, że czasami rozłącza się wcześniej.
Pokonuję już drzwi jakoś ósmy raz z kolei i widzę pyrający sprzęt.
Pyrający dźwięk wydaje.
Jestem spóźniona, ale wiem, że czeka mnie dobre, dobre nie dobro,dobre bo wiatr we włosach, dobre bo łąka, bo koc, bo słońce, bo las, bo powietrze, świeże, niemiastowe, dobre bo zamiastowe, bo motyl, bo bocian, bo rzeka.
osiem i pół minuty, tak niewiele za tak wiele.

5 komentarzy:


Zapraszam do komentowania.
Każda opinia jest dla mnie ważna, dlatego też nie skasuję Twojego komentarza.

Życzę Miłego Dnia.