poniedziałek, 24 lutego 2014

Montag Musik #28 - kilka znienawidzonych utworów.

Hej, hej,
wczoraj, podczas jazdy samochodem z moim Pe. wpadł mi do głowy pewien pomysł. Akurat leciała piosenka Bruno Marsa, za którego twórczością jakoś bardzo nie przepadam. I pomyślałam, że zawsze w muzycznym poniedziałku goszczą piosenki, które lubię, a dziś aby przełamać impas podzielę się z wami piosenkami, które doprowadzają mnie do szewskiej pasji.
Znajdzie się tu oczywiście kilka utworów z ostatniego roku, ponieważ bardzo często ostatnimi czasy słuchałam radia... no i napotykałam chcąc nie chcąc na te "wspaniałości".
Na pierwszy ogień piosenka, która gościła na wszystkich plebiscytach, konkursach i festiwalach w zeszłym roku, a wokalistka ma charczący, wg na siłę udawany, przepity głos.
Przed państwem nikt inny jak Red Lips - i ich hicior - To co nam było.


Na drugi ogień idzie pies na baby, którego teledyski pokazują nam na wpół nagie panie, pnące się niczym bluszcz i owijające w okół pasa "wokalisty"... dodajcie do tego jeszcze trochę umcy umcy... i przed wami Pitbull. tu w raz z Ke$ha ;)

A tutaj dramat ostatnich dni, załamałam się psychicznie słysząc tą piosenkę w radiu. Mam wrażenie, że na prawdę autorzy nie mają i nie wiedzą o czym pisać. Igor Herbut (bodajże z zespołu Lemon) w piosence : Nie ufaj mi.

Etna - Dziadek - sami włączcie... na prawdę, zdaję sobie sprawę z tego, że na weselach ludzie świetnie bawią się przy disco polo i ja nic do tego nie mam... Ale akurat ta piosenka jest tak straszna, że nie wiem jak ktokolwiek może tego słuchać.


I na koniec mój ulubieniec Bruno... o nim już nie chcę się wypowiadać. Nie lubię go i tyle... Chyba po prostu dopadł mnie jego przesyt. Dwa lata temu oblegał wszystkie rozgłośnie radiowe, dlatego też przejadł mi się.
Tutaj w utworze Gorilla, swoją drogą, nie rozumiem jego uwielbienia do małp.


I to by było na tyle, a co wy myślicie o tych piosenkach? :)
Dajcie znać w komentarzach, jestem ciekawa jakie jeszcze piosenki Was wyprowadzają z równowagi? :)
Na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że podpięłam się pod Akcję 40 dniową u Naomi ( z bloga naomibloguje ). A na czym ona polega?
Przez 40 dni, począwszy od wczoraj, nie kupujemy kosmetyków, oprócz tych "higienicznych" i wykorzystujemy zapasy.
A czemu ja zgłosiłam się do tego wyzwania?
Zauważyłam, że strasznie dużo kosmetyków leży u mnie nie używanych, albo użytych tylko raz, a ciągle coś kupuję i wydaję pieniądze na nowe. Mam nadzieję że uda mi się wytrwać w tej akcji jak najdłużej i przy okazji zaoszczędzę trochę pieniędzy :P no i oczywiście 3 Kwietnia dam znać na blogu w podsumowaniu jak mi poszło. 

A tymczasem, miłego dnia :)
Trzymajcie się
Atom

środa, 19 lutego 2014

Prosto z Ameryki i Naked 2 dla ubogich.

Hej hej,
dziś o kilku nowościach, które stoją już na mojej komodzie i czekają na swoją kolej.


Tak jak większość blogosfery uległam i ja, za 48 zł kupiłam w Super-Pharm serum do rzęs 4 Long Lashes z Oceanic(AA). Używam jej od soboty, pierwszymi efektami, a mam nadzieję, że będą ;), podzielę się za ok miesiąc. Trzymajcie kciuki za moje rzęsy :)
Przy okazji kupna serum, skusiłam się na żel pod prysznic z Nivea - Powerfruit fresh. Dzięki temu, że wydałam w Super-Pharm więcej niż 35 zł, pól litrowy żel kupiłam 5,99.
Kolejnymi produktami do kąpieli są: Peeling myjący z Naturii o zapachu gruszki, kupiony w biedronce za 3,99 zł oraz zestaw Florista (Home&You) o przyjemnym kwiatowym zapachu. Dostałam go w prezencie od brata. Zestaw zawiera żel do mycia, balsam, mydełko oraz przeuroczą malutką myjkę :)
Do włosów zakupiłam Gliss Kur'a - Million Gloss (Ekspresowa odżywka regenerująca). Zapłaciłam 14,99 zł. Kupiłam 3 dni przed promocją w Rossmannie, oczywiście nie obyło się bez zgrzytania zębami przez to, że "przepłaciłam" 5 zł ;P ale trudno się mówi. Odżywki już używam, włosy nabrały odrobinę blasku. Ale zobaczymy czy wydarzy się coś więcej.
No i ostatni produkt to Krem do rąk z Evree, cena to od ok 8 zł. Jednak już zauważyłam, że nie bardzo pasuje mi do pielęgnacji dłoni. Dość długo na rękach utrzymuje się lepiący się film. Postanowiłam więc, używać go jako kremu do stóp. Po wczorajszej,wieczornej aplikacji okazało się, że moje stopy nad ranem wyglądały bardzo ładnie, a skóra była delikatna. Także, będę go używać raczej na te partie ciała ;)



 No i pojawiło się u mnie wreszcie zamówienie tak długo oczekiwane. W raz z koleżankami pod koniec stycznia składałyśmy zamówienie na KosmetykizAmeryki. Po wielu perypetiach i dniach oczekiwania dotarły do mnie kosmetyki... Śmiem twierdzić, że faktycznie czuje się jakby przyleciały do mnie zza oceanu, ponieważ tak długo to trwało. Ale nie mam żalu, bo wiem, że sesja i inne stresy siedziały koleżankom nad głowami. Dlatego dzięki bardzo Angel :* no i Kaji a dowiezienie ich w całości ;)
A co zamówiłam?


- Rimmel Glam Eyes HD - English Oak - 4 cienie o dobrej pigmentacji, które noszę ze sobą w torebce, cena 10,99 zł
- Manhattan Eyemazing Curved Black - tusz do rzęs, kupiłam z braku laku, cena 7,99 zł
- Manhattan Lotus Effect nr 96 T, jest to szary przełamany fioletem, zdjęcie nie oddaje koloru, cena 3,99 zł
- Essie crocadilly (snakeskin magnetic nail color), mój Pe. bardzo chciał, żebym go miała, więc wręcz nakazał i zapłacił za niego. Jest to mój pierwszy Essie w kolekcji, ciekawa jestem jak będzie się sprawował, cena 14,99 zł

Co jeszcze?


Jak widać na załączonym obrazku skusiłam się na tak zwaną paletkę Naked lub Mua dla ubogich. Przewertowałam wiele blogów przed jej zakupem, a w końcu wczoraj udałam się do Rossmanna i kupiłam ją za całe 11,89 zł.
Muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona, za tą cenę mamy przyzwoitą pigmentację i zbiór 12 cieni do naturalnego makijażu. A dodatkowo nie osypują się tak bardzo jak cienie ze Sleeka. Dziś robiłam nią makijaż na próbę. Zachowawczo użyłam bazy(Paese), maty oczywiście kuleją, ale reszta cieni sprawuje się na prawdę nieźle. Minęło 7 godzin, a cienie trzymają się powieki, kolor nie zbladł. Jutro przetestuje je bez bazy.
Jestem na tak! i polecam ją każdemu z czystym sumieniem... Za tę cenę warto posiadać ją we własnej kolekcji.




I to by było na tyle z moich kosmetycznych nowości :) niedługo dam znać jak się sprawują.
A wy jesteście zainteresowane którymś z kosmetyków?
A może któregoś używałyście? dajcie znać w komentarzach :)

Tymczasem... Miłego dnia.
Buziaki
Atom

poniedziałek, 17 lutego 2014

Montag Musik #27. - Coma

Hej Wszystkim,
pięknie za oknem, aż człowiekowi chce się wstawać z łóżka w poniedziałkowy poranek. Mam nadzieję, że zima nas już pożegnała i nie zamierza wracać, bo na prawdę nie chciałabym jej już widzieć na oczy... pod żadną postacią, czy to śnieżycy, czy odwilży.
Ale, ale... póki co cieszmy się pogodą, rowery wyczyszczone i nasmarowane, od tego weekendu zamierzam się porwać z Pe. na jakąś krótką wycieczkę rowerową. Sama jakoś nie lubię jeździć, wolę się męczyć w towarzystwie, a nóż widelec, skończę w rowie jak w zeszłym roku, to dodatkowa para rąk do pomocy zawsze mile widziana ;)

Dziś nawiedziłam Lidl'a, tydzień azjatycki mniaaam. Zaopatrzyłam się w kilka "wschodnich" produktów. Ostatnio dość często w moim odżywianiu gości ta aromatyczna kuchnia. Jakoś tak się w niej rozsmakowałam. A odbiegając od kulinarnego tematu, to troszkę kosmetycznych nowości pojawiło się na mojej komodzie. Będziecie mogli zapoznać się z nimi bliżej w środowym poście... Mogę zdradzić, że jeden z kosmetyków opanował już blogosferę, a ja skusiłam się na niego za sprawą wielu dobrych recenzji no i rzecz jasna promocji w Super-pharm.

A dziś?
Muzycznie jak co tydzień... w żółto-czarnych paskach, na początku nienawidziłam tej płyty, zmuszałam się wielokrotnie by przysiąść i jej wysłuchać... W końcu zaczęłam od Lśnienia, a wszystko popłynęło dalej w dół rzeki, bez żadnych oporów.

Cisza i Ogień.

Lśnienie...

Zero Osiem Wojna.


Jakieś osiem lat temu był mój pierwszy raz... w nocy, na przestrzeni ogarniętej pustką, w tle słychać było dźwięki zbliżającego się pociągu, a na niebie wiły się gwiazdy. Próbowałam dostrzec jedną z nich, by wreszcie do kupy złożyć mały wóz, nie udało mi się to, zamiast tego odpłynęłam po raz pierwszy.
Oczywiście chodzi mi o nic innego, jak o pierwszy raz, pierwsze zderzenie z ich muzyką, a piosenka, której wtedy słuchałam to: Piosenka pisana nocą.
Piosenka pisana nocą.

Sto tysięcy jednakowych miast.

A tutaj "kawałek", który z pewnością zna każdy, a jeżeli nie każdy, to może chociaż raz czy dwa razy, przewinął się Wam słuchając radia. 


Mówiąc o Comie, nie można nie wspomnieć o solowej twórczości Piotrka, niżej jedna z moich ulubionych piosenek. Kilka z nich pojawiło się już w muzycznej serii.

I to tyle na dziś.
Życzę Wam miłego Tygodnia, a studiującym powrotu na semstr letni ;)
Buziaki
Atom.

sobota, 15 lutego 2014

Błyszczyki Paese - Manifesto Nude i Czerwona Pomarańcza.

Hej, hej,
dziś moich słów kilka o pomadkach w płynie z Paese.
W związku z tym, iż w grudniu przyszły do mnie dwa PaeseBoxy, w każdym z nich pojawiła się również inna wersja "błyszczyka".
Tak nawiasem mówiąc, muszę powiedzieć, że chyba od kiedy ukończyłam drugą klasę gimnazjum moja przygoda z tego typu mazidłami się zakończyła. Od tego czasu, aż do dziś wolę używać pomadek ochronnych/kolorowych lub też szminek. Co nie zmienia faktu, że z chęcią sięgnęłam po te dwa maziaje, by przekonać się czy są to kosmetyki dla mnie.



Czym zachęcają nas do nich producenci?
"Manifesto - Łączy w sobie silne krycie pomadki i łatwość aplikacji błyszczyka. Zawarty w szmince koktajl witaminy A, E, C wspomaga odżywienie i pielęgnację ust. Receptura opiera się na olejach nawilżających, zapobiegających wysuszeniu naskórka. Zamknięta w eleganckim opakowaniu z wygodnym aplikatorem, o lekkiej formule, dającej mocny efekt kolorystyczny na ustach.Wygodna, modna i wydajna. Nadaje ustom idealne satynowe wykończenia. Ma delikatny zapach owocowy."
.
Pierwszy z nich to:
Manifesto nr 907

Jak możecie zauważyć jest to, ciężko określić mi ten kolor, marchewkowa czerwień? ;)
Gdy pomalowałam nim usta, mój Pe. raczej nie był zachwycony, wręcz przeciwnie, jak tylko zobaczyłam jego minę, z jednej strony chciało mi się śmiać, z drugiej zaś chciałam jak najszybciej zmyć to ze swoich ust.
Kolor zdecydowanie nie jest dla mnie, to po pierwsze.
A po drugie, aby jako tako pokrył usta potrzeba aż trzech warstw, jak widać po zdjęciu wyżej, po trzech warstwach zauważamy jeszcze lekkie prześwity.
To nie koniec, błyszczyk, w takiej ilości warstw, jest dość mocno odczuwalny na ustach, a dodatkowo miałam wrażenie sklejenia się obu warg.
No cóż, taką płacimy cenę za pigmentację.
Albo mamy ledwie widoczny kolor i prześwity,
albo 3 warstwy błyszczyka, jest kolor, jest połysk, ale za to wargi się sklejają ;)
Pojemność?
6 ml (tzw próbka)
Trwałość?
Poniżej godziny, oczywiście przy piciu, czy jedzeniu pomadka trzyma się na ustach dużo krócej.
Zapach? Smak?
Pachnie przyjemnie, a smak, oczywiście, jeżeli ktoś często oblizuje usta, daje się wyczuć chemię.


A drugi maziaj od Paese to:
Manifesto nr 913

Jak widać na załączonym obrazku, to bardzo delikatna i subtelna wersja, idealnie podkreślająca kolor moich ust. Nie gryzie się z moją cerą, ani też nie sprawia wrażenia, że usta mam pomalowane fluidem ;P
Swoją drogą, nie rozumiem dziewczyn, które nakładają na siebie kilka szpachelek podkładu za wiele, a przy okazji resztkę wcierają w usta i wyglądają przekomicznie. :)
Trwałość?
po godzinie intensywnego rozmawiania z koleżanką, a przy okazji konsumpcji, błyszczyk znika z ust,
jednak w niczym mi to nie przeszkadza, bo jak mam ochotę by usta nabrały blasku, po prostu znowu je maluję.
Pojemność?
6,5 ml.

Podsumowując:
Muszę przyznać, że obie wersje trzymają się na ustach ok godziny, czerwona krócej.
Dodatkowo, tak jak wspominałam mamy wrażenie lekkiego sklejania się warg. Ale tak to bywa z błyszczykami, dodam też, że lekko podkreślają skórki.
Cena regularna : 22,90 zł.

Ogólnie rzecz biorąc stwierdzam, że na kolorową wersję błyszczyka od Paese na pewno się już nie skuszę, nie ważne w jakim odcieniu by był, nie jestem przekonana co do ich pigmentacji i trwałości. Natomiast co do Nude, z chęcią będę go zużywałam, ale raczej drugi raz nie kupię.
Mimo iż nadają ustom blasku, to jednak nadal nie przekonały mnie do tego by powrócić do błyszczyków.
Pozostaję przy pomadkach i szminkach.

A wy miałyście styczność z błyszczykami bądź pomadkami z Paese?
jakie pomadki ochronne mogłybyście mi polecić? :)


wtorek, 11 lutego 2014

Bilder #10. - czyli instamix.

Hej,
ostatnich naście dni w zdjęciach. Trochę tego i owego, jak i również tamtego. Krótko mówiąc: owocowo, pachnący, lakierowy misz-masz z nutką zielonej herbaty i lawendy, przełożony filcem i kartami, a to wszystko zebrane w doniczce i okraszone Gliss Kur'em :) Zapraszam do oglądania, jeżeli macie chwilkę.



1. Z nudów naciapałam. Lakiery od Paese 2. November Rain i Sycylijska cytryna, udane woskowe połączenie.
3. Filcowy Maluch dla Mojego Pe. Zabawy było przy nim co nie miara. Teraz dumnie dynda przy kluczykach. ;)



4. Mój codzienny makijaż. 5. Polecam malinę z marakują, moja ulubiona zielona herbatka.
6. Część urodzinowych drobiazgów <3 Podziękował.



7. Fiolet od GR i Holo <3 8. Znowu się serialowałam...
9. "Przebrzydłe studenty" umilają sobie czas. Znowu karty i znowu Makao. 10. Tak któregoś pięknego poranka wyglądał, a raczej nie wyglądał widok z okien na uczelni.



11. Hej, hej...
12. Soczek z wyciśniętych pomarańczy, taka szklana i od razu człowiek budzi się do życia. 13. A tak mniej więcej wyglądają ostatnio moje śniadanka.



14. Kupiłam i wypróbuję, opakowanie zachęca do używania ;) 15. Książeczka z 8 próbkami z Vichy, dostałam w Aptece, każdy może znaleźć tam coś dla siebie.
16. Mniaaaaam <3



17. Lawenda od YC. Polubiłam się z tym zapachem. 18. Dzisiejsze paznokcie w locie.
19. Moja nowa mała roślinka... Mam nadzieję, że nie zabiję kolejnego kwiatka, bo po ostatniej przygodzie z uśmierceniem kaktusów zwątpiłam w swoje hodowlane możliwości.

I to by było na tyle, życzcie mi szczęścia z nową zieleniną, mam nadzieję, że tym razem nasza znajomość będzie dłuższa niż dwa tygodnie. (Kaktusy R.I.P ) Ostatnio przerzuciłam się też na ciut lżejsze jedzenie, zero fastfoodów, czekolady czy białego chleba. Postawiłam na warzywa, owoce i zdrowe, co wcale nie oznacza bezsmakowe jedzenie. Jak na razie udaję mi się trzymać tych żywieniowych planów i jest świetnie. Widzę pierwsze efekty, jednak na ostateczne czekam do imienin, czyli 5 Lipca. Z chęcią napiszę wtedy coś więcej.
Powiem Wam też, że już teraz wiem, że jak człowiek bardzo chce, to może, niezależnie od tego co powiedzą inni ludzie. Trzeba tylko trochę wiary w siebie i swoje możliwości, a można mieć wszystko... no dobra może prawie wszystko ;)

Trzymajcie się ciepło.
Buziaki
Atom

poniedziałek, 10 lutego 2014

Montag Musik #26.

Hej, hej,
Dziś monotematyczny muzyczny poniedziałek. Skupiłam się na jednej wokalistce, która mimo, iż nie kojarzy mi się miło(ale to długa i zagmatwana historia, której nie ma sensu tykać), to urzeka mnie swoimi piosenkami. W wolnym przekładzie mam na myśli: Nietoperza do Rzęs...dh. Bat for lashes. Lubię barwę jej głosu, pomysł na siebie i swoją kreację, jak i za same dźwięki. Niektórych utworów mogłabym słuchać nawet bez wokalu. I tak też dla Was zebrałam 4 moje ulubione piosenki, które gościły w moim odtwarzaczu najczęściej. Zachęcam do posłuchania, może i Wam przypadnie do gustu.

Daniel.

Laura.

Pearl's Dream.

Moon and Moon.(Ta piosenka znalazła się w jednym z pierwszych "Montag Musik")

A jutro Bidler, czyli instagramowe migawki. Wreszcie zebrałam się by popstrykać troszkę zdjęć w ostatnich dniach. Również w tym tygodniu pojawi się post o błyszczykach od Paese. Maziaje przestowałam ostatnio z każdej strony ;) a o wynikach tego starcia, będziecie mogły przeczytać w sobotę.

Tymczasem...
Trzymajcie się ciepło.
Atom

wtorek, 4 lutego 2014

Recenzja - Mięta w dwóch odsłonach.

Cześć Wszystkim,
Zapach mięty gości u mnie od czasu do czasu, czy to w postaci kosmetyków, ziółek czy też olejków.
Lubię jej zapach, chociaż za tym o woni pasty do zębów nie przepadam.
I tak też w moje ręce trafiły jeszcze w zeszłym roku dwa kosmetyki z miętą w roli głównej:
Żel pod prysznic Original Source Mint&Tea Tree 
oraz
Balsam do ciała Beauticology Pink Peppermint


Przejdźmy najpierw do żelu z Original Source:



Działanie:
pieni się, odświeża ciało, po wyjściu spod prysznica mamy wrażenie ochłodzenia ;) polecam na lato w upalne dni. 
Konsystencja:
konsystencja dość gęsta.
Zapach:
zapach mięty, orzeźwiający, nie drażnił mojego nosa. nie przypomina aż tak bardzo zapachu pasty do zębów, jest delikatniejszy i przyjemniejszy dla nosa.
Wydajność:
akurat ta wersja jest wydajna, używałam go przez prawie 2 miesiące, teraz już sięgnął dna jak widać na załączonym obrazku ;) ale faktycznie do umycia się wystarczy niewielka ilość ponieważ dobrze się pieni.
Opakowanie:
250 ml pudełko z zamknięcie typu klik, nie sprawiające większych problemów przy wydobywaniu żelu z niego.
Cena:

od ok 5 zł do 9 zł.


Dla chętnych, zamieszczam również skład jak i to co tygryski lubią najbardziej, czyli obietnice i bajeczki producentów. Fakt, faktem te napisane na żelach z OS są genialne, uwielbiam je czytać. :)


A teraz balsam od Beauticology :
Działanie:
nie obiecywałam sobie zbyt wiele po tym kosmetyku, chciałam jedynie aby szybko się wchłaniał i lekko nawilżał skórę, pozostawiając ją gładką, i tak też się stało.
nie zauważyłam. żadnych innych efektów typu: uelastycznienie skóry, jej napięcie czy idealne nawilżenie.
Konsystencja:
lekka konsystencja, jak i sama formuła balsamu, nie pozostawia lepkiego filmu.
Wchłanianie: 
bardzo szybkie, na prawdę, po raz pierwszy spotkałam się z tak szybko znikającym z mojego ciała balsamem.
Szczerze, nie wiem czyja to sprawka, nie mam aż tak suchej skóry, by pochłaniała ona jakiekolwiek kosmetyki w tak szybkim tempie, jednak jestem zadowolona, wiele innych balsamów nie dorasta mu w tej kwestii nawet do pięt.
Zapach:
mięta z nutką słodyczy, nie jest to zapach pasty do zębów, nie pachnie również jak czekoladki miętowe,
zapachem przypomina mi bardziej Tic Tac'i, tylko że zapach balsamu jest ciut słodszy..
Na pewno osobom, które za miętowym zapachem nie przepadają, by nie przeszkadzał i nie drażnił nosa.
Wydajność:
Starczył mi na miesiąc, codziennego wieczornego smarowania na uda i brzuch. Nie potrzeba zbyt dużej ilości, aby dobrze rozprowadzić go po wybranych miejscach. W tej kwestii, sprawuje się bardzo dobrze, jednak miałam inne balsamy o tej pojemności i starczały mi na trochę dłużej. Także stwierdzam, że jest przeciętnej wydajności.
Opakowanie:
 podłużna i miękka, 200 mililitrowa tuba , zamknięcie - nakrętka
Cena?

brak informacji, dostałam go w świątecznym zestawie z Beauticology, z tego co wiem kupionym w TkMaxx.

Co do składu, nie znajdziemy go na opakowaniu.

tak jakby ktoś miał wątpliwości, na kosmetyku jest umieszczony napis: Nie jeść, to nie jest jedzenie. ;)


Podsumowując, żel z Original Source na pewno zagości u mnie letnią porą. Będzie idealny pod prysznic w upalne dni. Co do balsamu z Beauticology, rozejrzę się za innymi wariantami, chociaż są ciężko dostępne w Polsce. Ale jak tylko jakiś znajdę to z chęcią kupię.


A wy miałyście jakąkolwiek styczność z kosmetykami z Beauticology badź też Original Source?

Ciekawa jestem tych pierwszych. Przede mną jeszcze żel i żel-krem pod prysznic z B.
Niedługo na pewno spiszę wrażenia dotyczące ich użytkowania.
A tymczasem...

Trzymajcie się ciepło.
Atom


poniedziałek, 3 lutego 2014

Montag Musik #25 - muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka.

Hej hej,
dziś dla Was kilka piosenek, a w jutrzejszym poście przybędę z dwoma miętowymi kosmetykami. Jeżeli jesteście ciekawe co to, to zapraszam na recenzję. Poza tym mam już trochę nowych pomysłów na to co się tutaj pojawi w najbliższym czasie. :)
Wreszcie odsapnęłam, przede mną jeszcze jeden egzamin, ale podchodzę do niego ze spokojem. Pojawiła się też ostatnio praca, wiele obiecywali, piękne rzeczy mówili, chyba jak wszędzie... a z tego co widzę z tygodnia na tydzień sprawy finansowe się pogarszają. To znaczy nic innego jak kierownicy jadą po kosztach. A gdzie pracuję? Telefonuję. Dwa, trzy razy w tygodniu zakładam słuchawkę na jedno ucho i dzwonię. Nie powiem, żeby była to jakaś okropna praca, ale fakt, jest męcząca. Chociaż może nie tyle męczy, co nuży.
Są momenty, że wręcz spadam z krzesła, bo ktoś mnie rozbawi, a czasami spadam z krzesła, bo z chęcią położyłabym się spać. Zobaczymy jak dalej ułoży się "nasza" współpraca. Ale oczywiście poszukuję już czegoś nowego. A nóż, widelec i łyżka wyfiluję jakąś ciekawą ofertę.

A już nie przedłużając : poniedziałkowe dźwięki.

Röyksopp - Forsaken Cowboy

The Kooks - Sway

The xx - Crystalised

The One AM Radio - Sunlight

Miłego dnia,
Atom.